1 lipca 2008 roku rząd chce znieść winiety. Tym samym przywróci opłaty za korzystanie z autostrad przez ciężarówki i autobusy. Tak każe Unia.
W ten sposób rząd zaoszczędzi kilkadziesiąt milionów złotych, ale godzi się na komplikacje w ruchu na drogach alternatywnych do autostrad i wzrost liczby wypadków.
Likwidacja winiet wynika z dyrektyw unijnych, które zalecają krajom członkowskim, aby opłaty za korzystanie z dróg były uzależniane od liczby przejechanych kilometrów oraz od skali uciążliwości dla środowiska, czyli wielkości pojazdu i normy emisji spalin. A winiety to rodzaj opłaty ryczałtowej, niezależnej od liczby przejechanych kilometrów. Niemcy, Austriacy, a także Czesi wprowadzili już elektroniczne systemy poboru opłat za korzystanie z autostrad i niektórych dróg ekspresowych. Nazywa się je mytem. Na przykład w RFN najwięcej płaci się za kilometr przejechany przez pojazd z najniższą normą ekologiczną i o liczbie osi powyżej trzech: 0,155 euro, czyli około 55 groszy (wg średniego kursu NBP z 19.03). Najmniej wynosi myto od pojazdów spełniających normę Euro 5. Kilometr od auta z tą klasą emisji spalin o liczbie osi do trzech kosztuje 0,1 euro (35gr), a od auta z więcej niż trzema osiami - 0,11 euro (39 gr).
Rząd nie chce płacić
Tam, gdzie jest myto, zlikwidowano winiety. W RFN, z powodu opóźnienia we wdrażaniu elektronicznego systemu poboru opłat, przez kilka miesięcy ciężarówki jeździły za darmo, bo gdy myta jeszcze nie było, winiet już nie było. Teraz taki okres darmowych przejazdów po drogach krajowych, za korzystanie z których obecnie płaci się winiety, chce zafundować przewoźnikom polski rząd. Nie chce on czekać ze zniesieniem opłat drogowych, aż będzie gotowy system poboru polskiego myta (najwcześniej w 2011 r.), chce to zrobić już 1 lipca 2008 roku.
Dlaczego tak szybko? Odpowiedź tkwi w uzasadnieniu projektu nowelizacji ustawy o drogach publicznych, wprowadzającej nowe regulacje. Pierwszym z trzech "celów krótkookresowych" (w nawiasie podano, że są to cele najbardziej pilne) jest "ograniczenie/zniesienie bieżących rekompensat z Krajowego Funduszu Drogowego dla spółek koncesyjnych". A więc rząd chce znieść winiety, bo nie chce dłużej refundować zarządcom autostrad kosztów "bezpłatnych" przejazdów owinietowanych aut.
Kto zarabia na winietach?
Te refundacje to efekt regulacji z 2005 roku, wprowadzonych jeszcze za rządu Marka Belki. Chodziło wówczas o zakończenie niedopuszczalnej sytuacji (trwała trzy lata!), gdy przewoźnicy za korzystanie z autostrady płacili podwójnie: państwu winietą i prywatnemu zarządcy opłatą przy bramce. Za Belki umowy z koncesjonariuszami skonstruowano jednak tak, że rekompensaty za przejazdy ciężarówek i autobusów autostradami, wypłacane im przez Krajowy Fundusz Drogowy z pieniędzy ze sprzedaży winiet, z roku na rok rosną. W 2005 roku z zebranych 446,3 mln zł koncesjonariuszom przekazano 25,9 proc., w 2006 roku - 75 proc., a w 2007 aż 88 procent z rosnącej co roku kwoty. Prognozy na rok 2008 są takie, że do koncesjonariuszy autostradowych trafi... 99,7 proc. całości wpływów zebranych z opłat drogowych w całej Polsce (619 mln zł). Według rządu w 2009 roku KFD nie wystarczy już pieniędzy z winiet i trzeba będzie koncesjonariuszom dopłacać kilkadziesiąt mln zł z budżetu.
Dzieje się tak, bo przybywa kilometrów autostrad, a ceny winiet tego nie uwzględniają właśnie dlatego, że są ryczałtowe. Tak więc np. najdroższa jednodniowa winieta na zestaw, umożliwiająca przejazd trzema odcinkami A2 pomiędzy Koninem a Nowym Tomyślem, kosztuje 27 zł. Państwo płaci natomiast koncesjonariuszowi za ten przejazd 190 zł, czyli dopłaca do przewoźnika co najmniej 163 zł (nie uwzględniamy kosztów manipulacyjnych). Stąd właśnie wniosek rządzących: zlikwidować winiety; niech każdy przewoźnik płaci za siebie.
Według przewoźników to jednak rozwiązanie krótkowzroczne. - Realnie nikt na tym nie skorzysta - mówi Tomasz Rejek, prezes Pomorskiego Stowarzyszenia Przewoźników Drogowych z Gdyni. - Przewoźnicy zjadą na drogi alternatywne. To oczywiste, bo jeśli nie, wydatki na opłaty drogowe wzrosną im wielokrotnie. Czas przejazdów wydłuży się. Państwo straci więcej pieniędzy na remonty rozjeżdżanych dróg. Gdy tiry pouciekają z autostrad, koncesjonariusze też nie zarobią. Najwięcej stracą mieszkańcy miejscowości przy drogach alternatywnych.
Autorzy projektu też o tym wiedzą. W uzasadnieniu dokładnie oszacowali skutki i koszty nowej regulacji. Przewidują, że do momentu wprowadzenia myta na drogach krajowych "odpływ ruchu" ciężkich pojazdów z płatnych autostrad na bezpłatne po zniesieniu winiet drogi równoległe może sięgać 65 procent. Spowoduje to większe o 55 mln zł wydatki na remonty owych alternatywnych dróg. Na 85 mln zł oszacowano natomiast "zwiększenie kosztów ekonomicznych zdarzeń drogowych i ofiar wypadków". To znaczy, iż rząd ma świadomość, że likwidacja winiet i przywrócenie odpłatności za przejazdy autostradami przez tiry spowoduje też wzrost liczby rannych i zabitych, ale mimo to decyduje się na tę rewolucję drogową, i to już 1 lipca 2008 roku.
Myto zwielokrotni koszty
Co gorsza, w przyszłości wprowadzenie myta może powodować ucieczkę ciężarówek także z "omytowanych" dróg krajowych. Proponowana przez rząd maksymalna stawka tej opłaty za 1 km ma bowiem wynosić aż 2,5 zł (dla porównania: w RFN 55 gr).
- To pomysł kuriozalny, przeciwko któremu będziemy protestować - zapowiada T. Rejek.
Prace legislacyjne nad projektem jeszcze się nie rozpoczęły. Stowarzyszenia przewoźnicze opowiadają się za pozostawieniem winietowego status quo aż do czasu wprowadzenia myta według stawek możliwych do przyjęcia przez branżę.