Przewozy. Aby kierować autobusem trzeba będzie sporo zainwestować
Jeśli nie masz uprawnień do pracy jako kierowca autobusu, a chciałbyś je mieć, masz jeszcze szansę na zdobycie ich niewielkim kosztem. To ostatni dzwonek! Ci, którzy zdadzą egzamin na prawo jazdy kategorii "D" 10 września 2008 roku i po tej dacie, za pełne uprawnienia będą musieli zapłacić więcej i poświęcić więcej czasu. Całkowity koszt zdobycia zawodu kierowcy autobusu albo autokaru turystycznego dla kogoś, kto startuje z prawkiem kategorii "B", wynosi teraz około 5-6 tys zł. Składają się na niego, oprócz samego kursu na prawko i kursu dodatkowego, opłaty egzaminacyjne i za badania lekarskie. Ktoś, kto ma już "C", zapłaci o około 2 tys. złotych mniej. Czas - w zależności od stopnia wcześniejszego przygotowania: od 1,5 miesiąca dla posiadaczy prawka ciężarowego do maksymalnie 3 miesięcy dla tych, którzy zaczynają od "B".
Według szacunków przewoźników nowy sposób dodatkowego kształcenia może oznaczać dodatkowy wydatek na poziomie około 14 tysięcy zł. Ale to jeszcze nie wszystkie, rzeczywiste koszty.
- Uzyskanie kwalifikacji zawodowego kierowcy autobusu stanie się wyczynem porównywalnym ze zdobyciem licencji pilota - ironizują przewoźnicy. I ostrzegają: horrendalne koszty szkolenia jeszcze bardziej pogłębią deficyt kierowców na polskim rynku pracy.
Jeszcze jest tanio
Przypomnijmy: chodzi o kwalifikację wstępną, czyli obowiązkowe, dodatkowe szkolenie dla tych, którzy właśnie zdobyli prawo jazdy kategorii "D" i chcą zawodowo przewozić autobusami pasażerów. Obecnie po kursie na prawko wystarczy przejść 35-godzinny kurs szkolenia podstawowego w transporcie osób, który kosztuje około 750 złotych. W większości ośrodków robi się go w tydzień. Od 10 września będzie drożej i dłużej.
Całkowity koszt zdobycia zawodu kierowcy autobusu albo autokaru turystycznego dla kogoś, kto startuje z prawkiem kategorii "B", wynosi teraz około 5-6 tys zł. Składają się na niego, oprócz samego kursu na prawko i kursu dodatkowego, opłaty egzaminacyjne i za badania lekarskie. Ktoś, kto ma już "C", zapłaci o około 2 tys. złotych mniej.
Czas - w zależności od stopnia wcześniejszego przygotowania: od 1,5 miesiąca dla posiadaczy prawka ciężarowego do maksymalnie 3 miesięcy dla tych, którzy zaczynają od "B".
Droga kwalifikacja
Ale dotyczy to tylko tych, którzy zdobędą prawko "D" przed 10 września. Ci, którzy uczynią to później, będą podlegać obowiązkowi tzw. kwalifikacji wstępnej. Zgodnie z dyrektywą unijną obejmie ona aż 280 godzin, w tym m.in. jazdę defensywną i w ekstremalnych warunkach drogowych.
Mimo że do terminu wejścia w życie nowego obowiązku pozostało zaledwie półtora miesiąca, nikt jeszcze nie zna szczegółów przyszłych szkoleń, a zwłaszcza ich kosztu. Jeszcze rok temu szacowano, że będą kosztować około 7 tys. zł. Teraz jednak w mediach pojawiają się informacje, że cena za "kwalifikację wstępną" może sięgnąć nawet 17 tysięcy zł!
Mariusz Stuszewski z Polskiego Stowarzyszenia Motorowego, które przymierza się do organizowania takich kursów, nie wyklucza takiej kalkulacji: - Przecież to 280 godzin. Do tego potrzebne są inwestycje w specjalny tor do jazdy, płytę poślizgową, a także odpowiedni pojazd. Wiadomo, że to musi się zamortyzować. Niestety, wymaga się od nas tak dużych nakładów, jakby komuś zależało, abyśmy nie szkolili w Polsce kierowców.
"Przyspieszona" czeska droga
Podobne wnioski wyciąga Andrzej Majewski, prezes Łódzkiego Stowarzyszenia Spedytorów i Przewoźników Międzynarodowych. Według jego szacunków nowy sposób dodatkowego kształcenia może oznaczać dodatkowy wydatek na poziomie około 14 tysięcy zł. Ale to jeszcze nie wszystkie, rzeczywiste koszty.
- Głupotą jest, że w Polsce kwalifikacja wstępna ma trwać 280 godzin i do tego pełnych zegarowych, a nie lekcyjnych, po 45 minut. To znaczy, że z przerwami czas szkolenia urośnie do 330-340 godzin, a to 2-3 miesiące zajęć. Kogo będzie stać na taką przerwę w pracy? Kogo będzie stać na utrzymywanie się przez taki czas w dużym mieście, bo zapewne tylko w takich będą organizowane takie szkolenia? - pyta Andrzej Majewski.
Jego oburzenie jest tym większe, że władze Czech, mimo tych samych unijnych uwarunkowań (oficjalnie zasady przeprowadzania kwalifikacji wstępnej określa unijna dyrektywa), potrafiły wprowadzić nowe zasady szkoleń dla kierowców w sposób o wiele mniej bolesny dla przewoźników.
Andrzej Majewski: - U nich trwać to będzie nie 280 godzin zegarowych, tylko 140 godzin lekcyjnych. Orientowałem się już, że ma to kosztować 2.680 euro, czyli około 8 tys. zł. Okazuje się, że unijny przepis można było potraktować elastycznie. Czesi swoją kwalifikację wstępną nazwali "kwalifikacją wstępną przyspieszoną".
Kierowcy jak piloci...
Łódzki przewoźnik, podobnie jak wielu innych, jest zaniepokojony. Horrendalne koszty, poniesienia których będzie wymagać zdobycie zawodu kierowcy autobusu, mogą znacznie ograniczyć dopływ nowych kadr. - Ktoś, kto chciał zostać kierowcą, zostanie operatorem wózka widłowego - mówi Andrzej Majewski.
- Za licencję pilota płaci się w areoklubie około 20 tysięcy złotych. To przecież jawna granda! W końcu kierowca autobusu to nie to samo co pilot samolotu- zżyma się inny właściciel firmy transportowej.
Faktycznie w śląskim areoklubie za 27 tys. zł można zdobyć uprawnienia pilota klasy turystycznej.
Anna Wrona, rzeczniczka Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Warszawie powiedziała nam, że stowarzyszenie ma świadomość zagrożeń i zabiega o liberalizację przepisów. - Przecież mało który dwudziestoparoletni człowiek dysponuje taką kwotą pieniędzy, żeby wyszkolić się w tym zawodzie. Z kolei od przewoźników trudno wymagać finansowania tych szkoleń. Sytuacja na rynku pracy jest taka, że wielu będzie się obawiało inwestować w pracownika, który po zdobyciu tych kosztownych uprawnień może wyjechać do pracy za granicę - mówi rzecznik.
Jak dowiedzieliśmy się w krajowych ośrodkach szkolenia kierowców, o nowych przepisach kursanci nie mówią, bowiem mało kto o zmianach wie. O kwalifikację wstępną nikt jeszcze nawet nie pytał. Jednak liczba chętnych chcących zdobyć zawód kierowcy autobusu w porównaniu do sytuacji w 2007 roku wzrosła o 20-50 procent.
Nic nie zastąpi praktyki
Oficjalnie argumentem obostrzeń w szkoleniu zawodowych kierowców autobusów jest bezpieczeństwo. Wypadki polskich autokarów, jak ten ubiegłoroczny pod Grenoble (26 ofiar) i te ostatnie w Serbii (6 zabitych) i Rumunii (kilkanaścioro rannych dzieci) dostarczają argumentów twórcom nowych przepisów: kosztowne i długotrwałe szkolenie, na które nie każdego będzie stać, to cena, jaką za to bezpieczeństwo trzeba zapłacić. W obu pierwszych przypadkach przyczyną tragedii ewidentnie było niedoświadczenie kierowców. Ten, który zginął pod Grenoble, nie umiał jeździć ciężkim autem w górach i spalił hamulce. Ten drugi w Serbii nigdy wcześniej nie prowadził piętrusa. Zjechał na pobocze i przewrócił pojazd.
Ale czy dodatkowe szkolenie, w tym na autodromie, pomoże? Pan Franciszek, doświadczony kierowca z województwa warmińsko-mazurskiego uważa, że bardziej skuteczne byłoby stopniowanie kategorii kierowców, jak w latach 60. minionego wieku. - Była wtedy kategoria "3", odpowiadająca dzisiejszej "B", na samochody osobowe. Potem zdobywało się "dwójkę". Uprawniała ona do prowadzenia wszelkich pojazdów o DMC do 20 t, za wyjątkiem autobusów. Dopiero po przebyciu określonej praktyki można było ubiegać się o najwyższą: "jedynkę", czyli o kategorię autobusową i na najcięższe pojazdy - mówi weteran transportu. - Moim zdaniem, ci którzy mają "D" i dopiero się uczą jeździć piętrusami, zupełnie inaczej by się w nich czuli na drodze, gdyby wcześniej pojeździli przez parę lat innymi pojazdami o dużej wysokości.