Zjeżdżają na luzie z pagórków, na wielopasmówkach formują się w szyk gęsiego, żeby zmniejszać opór powietrza. Nasi trakerzy umieją jeździć oszczędnie i tylko niektórzy udają, że na trasach schodzi im paliwa o wiele więcej. Zaoszczędzone nadwyżki sprzedają potem na lewo - mówi pan Paweł, przewoźnik ze Śląska. O masowości zjawiska faktycznie łatwo się przekonać, prowadząc nasłuch radia CB. Szoferzy porozumiewający się na trasach często oferują do sprzedaży swoje "oszczędności" albo odpowiadają na wezwania tych, którzy "oszczędności" chcieliby kupić.
To echo naszej niedawnej publikacji o konflikcie na tle podejrzenia o kradzież paliwa, jaki zaiskrzył między pracownikiem i pracodawcą na Pomorzu.
Przełamane tabu
Przypomnijmy, w artykule pt. "Kierowca szantażuje tarczkami" ("AMT" nr 715 z 26 września 2008 r.) główny wątek dotyczył szantażu. Szofer zwolniony z pracy w związku z podejrzeniem, że spuszczał firmowe paliwo z baku auta, postanowił zemścić się na pracodawcy i wymusić na nim zawarcie korzystniejszej dla siebie ugody, grożąc, że w przeciwnym wypadku ujawni tarczki tachografowe, dokumentujące liczne przypadki przekraczania maksymalnego czasu pracy i skracanie odpoczynków kierowcy. Kara za te przewiny szofera grozi właścicielowi firmy - i to aż 30 tys. złotych.
Po publikacji skontaktowało się z nami kilku poruszonych przewoźników, m.in. pan Paweł. - Te kradzieże to temat tabu, a przecież zjawisko ma charakter masowy! - grzmiał. - Dlaczego nikt z tym nie walczy?
Ogłoszenia w CB
O masowości zjawiska faktycznie łatwo się przekonać, prowadząc nasłuch radia CB. Szoferzy porozumiewający się na trasach często oferują do sprzedaży swoje "oszczędności" albo odpowiadają na wezwania tych, którzy "oszczędności" chcieliby kupić. Pan Paweł twierdzi: - W całej Polsce słychać w radyjkach takie odzywki. Amatorzy taniego paliwa umawiają się z kierowcami najczęściej na parkingach, czasami nawet na tych zlokalizowanych przy dużych stacjach paliwowych. Tam do baku ciężarówki wkładany jest wężyk, którym odsysane są paliwowe "oszczędności". Cena jest o ponad 1 zł niższa niż w detalu: wynosi około 3 zł za litr.
Z obserwacji naszego rozmówcy wynika, że kupującymi paliwo na lewo bardzo często są kierowcy busów. Mają w wyposażeniu specjalne pompki i beczki. - Nie wiadomo do końca, kim oni są: właścicielami prywatnych stacji paliwowych, innymi przewoźnikami czy cwanymi biznesmenami, szukającymi oszczędności. A może niektórzy to zwykli zapobiegliwi kierowcy, uciekający dzięki temu przed drożyzną? - zastanawia się pan Paweł. - Tylko dlaczego w ten sposób okradają nas, przewoźników, którzy przecież płacimy za to paliwo? Jak kierowca skubnie mi 10 litrów dziennie, ja się tego nie doliczę. Dla niego to jest 30 złotych w kieszeni, czyli codziennie dobry obiad. A dla mnie strata ok. 1.000 złotych miesięcznie na jednym aucie.
Ściągają, bo muszą?
Echa paliwowych transakcji na parkingach odbijają się także w internecie. Na forach anonimowo piszący kierowcy nie ukrywają, że ściągają i odsprzedają firmowe paliwo. "Bo jak przywieziesz nadwyżkę, szef najpierw cię pochwali, ale na drugi miesiąc zmniejszy normę zużycia i wtedy już nadwyżki nie będzie, a za to mogą się zdarzyć przepały, za które będziesz musiał zapłacić z własnej kieszeni" - radzi starszy stażem kierowca. Adresatem rady jest młody, który odkrył, że przy ustalonej przez szefa normie spalania 35 l na 100 km jest w stanie na każdej przejechanej setce zaoszczędzić 2,6 l ropy, gdyż wóz w rzeczywistości spala 32,4 l na 100 km.
"Możesz śmiało spuszczać sobie tę nadwyżkę. Absolutnie nie przyznawaj się, że auto pali mniej, bo sam ukręcisz na siebie bata, a do tego inni kierowcy nie dadzą ci żyć!" - radzi inny weteran szos.
Oni tylko udają...
Jak się bronić? Pan Paweł wybrał taką metodę, że uważnie śledzi spalanie w każdym ze swoich samochodów i od czasu do czasu sam je kontroluje. Osobiście wyjeżdża w trasy i sprawdza. Mówi, że zwykle na tych samych odcinkach wychodzi mu zużycie o kilka litrów na 100 km mniejsze, niż wykazują szoferzy. Dlatego tych, którzy nie zmniejszają zużycia, zwalnia.
- Bo wcale nie jest tak, że oni mają cięższą nogę albo że gorzej jeżdżą - mówi pan Paweł. - Przeciwnie: mają dokładnie obcykane trasy i potrafią wykorzystać każdy pagórek, żeby zjechać na luzie i w ten sposób coś zaoszczędzić. Jest taka górka na przykład pod Głogowem. Wystarczy stanąć i popatrzyć, jak tiry robią zjazdy na luzie o długości 10 km... No i potem pojawiają się oferty tego typu, że kierowcy szukają odbiorcy większych ilości oleju napędowego, np. 200-300 litrów. Wątpię, by były to oszczędności z całego miesiąca, bo w niektórych firmach kierowcy rozliczani są z paliwa po każdym zjeździe. To raczej urobek z jednego kursu.
Łapać złodziei!
Zjawisko podkradania paliwa z baków kwalifikowane jest jako kradzież. Grozi za to kara do 5 lat więzienia. Zwykle jednak policja nie interesuje się tropieniem radiowych oferentów "oszczędności" i podejmuje działania w takich sprawach dopiero po otrzymaniu zawiadomienia o domniemaniu kradzieży od poszkodowanego pracodawcy. Tak było np. w Jeleniej Górze, gdzie wszczęto postępowanie karne przeciwko szoferowi, który spuścił z baku powierzonego mu firmowego auta 90 litrów ropy. Przyznał się, że odsprzedał je jakiemuś rolnikowi.
- W ten sposób ten proceder nigdy nie zostanie ukrócony - zżyma się pan Paweł.
- Policjanci powinni stale nasłuchiwać na CB, gdzie kierowcy sprzedający "oszczędności" umawiają się z odbiorcami i łapać ich na gorącym uczynku. Słyszałem, że tropieniem takich złodziei zajmują się już jacyś prywatni detektywi. Podjeżdżają, robią zdjęcia kierowcy, jak przelewa komuś paliwo z baku, a następnie oferują te fotografie pracodawcy w zamian za opłatę w wysokości 1.000 złotych.
Duzi przewoźnicy inwestują w systemy monitorowania flot przez które nadzorują zużycie ON. Ale na taki luksus nie każdego stać.
Po pierwsze: uczciwość
Sławomir Kostian, przewodniczący Stowarzyszenia na Rzecz Obrony Przewoźników w Białej Podlaskiej
- Kradzieże paliwa dokonywane są przez kierowców na różne sposoby, np.: zamiast auta właściwego za pieniądze przewoźnika tankowany jest inny pojazd, paliwo jest spuszczane z baku i sprzedawane albo po prostu przywłaszczane i wlewane do prywatnego samochodu kierowcy. Ten problem w dzisiejszej, kryzysowej sytuacji urasta do rangi walki o byt całych firm. Przewoźnicy próbują go rozwiązywać na różne sposoby. Montowanie paliwomierzy ściśle określających ilość paliwa zużytego na trasie czy zabezpieczeń baków niestety zawodzi, bo zdeterminowany, nieuczciwy szofer potrafi sobie z tym poradzić. Działania policji jakoś efektów nie dają. Dobry sposób to nagradzanie kierowców, którzy potrafią zużywać paliwo w ilościach poniżej ustalonych norm i niejako wypłacanie im tych ich "oszczędności" w formie premii. Najważniejsze jednak to odpowiedni dobór kadr. Kierowca po prostu powinien być uczciwy.